wtorek, 30 listopada 2010

NESSMUK...


Dopiero niedawno "posiadłem" Morkę i myślałem, że na jakiś czas będę miał spokój, a tu znów się zakochałem...

poniedziałek, 29 listopada 2010

KOSMETOLOGIA ZIMOWA

Bezapelacyjnie najlepszymi kosmetykami zimowymi są produkty marki PIZ BUIN. Marka znana jest z kosmetyków przeciwsłonecznych, natomiast nie wszyscy wiedzą, że wszystko zaczęło się w górach, a dokładnie Alpach Retyckich, gdzie młody student chemii Franz Greiter doznał poważnych oparzeń w trakcie wejścia na szczyt Piz Buin (3312 m npm). Wkrótce w swoim małym laboratorium stworzył pierwszy na świecie krem przeciwsłoneczny (Piz Buin Gletscher Creme), który dał początek całemu przedsiębiorstwu umożliwiającemu swoim klientom beztroskie korzystanie z zalet   słońca. Nas interesuje seria Mountain czyli kremy i pomadki "uzbrojone" w formułę Helioplex i różnej wartości filtry. Wszystko po to, by chronić przed ostrym górskim słońcem, wiatrem i mrozem.


Ja używam kremu do twarzy z SPF 8 (z lewej) oraz sprytnego combo małej tubki kremu SPF 15 z tłustą szminką SPF 20 w zakrętce- idealnego do kieszeni dla doraźnego wykorzystania podczas krótkich postojów.  Kremy mają konsystencję lekkiej emulsji o ciekawym (waniliowym?) zapachu, co jest odmianą od większości tłustych zimowych kremów, gdzie mamy wrażenie że wypaprzemy maścią wszystkie kołnierze, buffy itp. A przede wszystkim działają...


Minusem produktów Piz Buin są dość wysokie ceny- ok. 40-50 zł za małą tubkę (ja swoje kupiłem taniej na allegro). Tańszą, a sprawdzoną alternatywą jest polska marka Flos-lek z serią Winter Care: kremy do twarzy, do rąk, Sopelek dla dzieci (testowany przez Szymona!), pomadki  i tegoroczna nowość- krem zimowy z SPF 50+. Do nabycia w dobrych aptekach ;-)


niedziela, 28 listopada 2010

GŁOWA

Tu już nie jest tak prosto, jak ze stopami i dłońmi...Chodzi o to, że główka łatwo mi się przegrzewa i zapaca (mój ojciec mówi, że mam rzadka skórę na czole...), a jednocześnie Bozia mi włosków na głowie nie dała, więc muszę ją czymś osłaniać. W wyniku tego noszę po kieszeniach kilka czapek, opasek, buff'ów i zmieniam je dostosowując do potrzeb.


Czapka Crane uszyta z cienkiego fleec'a z profilem zasłaniającym uszy, odblaskami i wstawką wiatroodporną na czole. Świetna do biegania, na rower, w góry.


Podobna krojem czapka Mono Kanforaale uszyta z Polartecu 100. Zgrabna, dopasowana, lecz wiatr hula przez nią na wylot, co ogranicza jej użycie w górach. Jej naturalnym następcą stała się..


...czapka Hes (prezent od p. Janusza) uszyta z dwóch odmian Polartecu: Winblocka (opaska) i Thermal Pro (wierzch czapki)- moja podstawowa czapka zimą.


Świetny patent w postaci membranowej czapki z podklejonymi szwami, wnętrzem z cienkiego fleec'a, osłoną uszu i małym regulowanym daszkiem, wykorzystany również przez Berghausa i Lowe Alpine'a. Moja Regatty pochodzi ze "szmateksu" (stąd ten fiołkowy kolor), ale po wypraniu i zaimpregnowaniu doskonale pełni swoją rolę. Prawie tak doskonale jak ww. Berghausa, która ją kiedyś zastąpi. 


Opaska Montano uszyta z WindTechu- kiedyś kupiłem ją za grosze, lecz trochę za ciasna na moją głowę- upośledza słuch, co ją kasuje z użycia na rowerze, i doprowadza do klaustrofobii.


Wool Buff, o którym już pisałem, czyli długa rura uszyta z cienkiej wełenki merino. Rzecz, bez której nie ruszam się jesienią i zimą- na głowę, na szyję, na twarz i na wszystkie te miejsca razem wzięte (nad nim klasyczny Tubular w kolorze afghan graphite).


Komin Haglofsa uszyty z Polartecu  Power Stretch (mam słabość do tego materiału), kiedy Wool Buff robi się za zimny i za luźny.


Jeszcze kilka słów na temat kominiarek- ten niewątpliwie dobry wynalazek, niestety, zanadto ściska mi nos (mierzyłem wiele modeli), który i tak jest wystarczająco upośledzony przez krzywą przegrodę (tak, wiem, że to się operuje...). Wprawdzie mam tę ze zdjęcia z większym otworem, ale służy mi ona tylko zimą do śpiwora. Jednak niedawno spodobała mi się TEN model Under Armoura, taki sam jakiego używał główny bohater "Shooter'a", i mam ochotę jej spróbować.

Czapka Kanfor Hes i komin Haglofsa w akcji.

piątek, 26 listopada 2010

STOPY


Nie mam dużych wymagań dla skarpet- mają mieć kilkadziesiąt % wełny, kilka % lycry, płaski szew, odpowiednią wysokość, pewny ściągacz i jak najniższą cenę. Skarpetki ze zdjęcia mają 70% wełny, 15% coolmaxu, 12% poliacrylu, 3% lycry i kosztowały 9,99 zł w realowej promocji. I to wystarczy. W takich skarpeciochach śmiało mogę wkładać stopę do moich skórzanych treków Ferro

Ferro kilka lat temu....
...i dziś!
Trochę innymi zasadami się kieruję chodząc w zimowych Nepalach, wtedy zakładam 2 pary skarpet:
  •  cienkie coolmaxowe od stopy- ja od kilku lat jestem wierny Travelom ,ale     mogą to być każde cienkie skarpetki z jak największą zawartością coolmaxu (ok. 80%). Warto mieć zapas, gdyż szybko się zużywają.






  • grubsze wełniane skarpety na zewnątrz- ja mam 2 pary z wełny alpaki.






Co to takiego? Wełna alpak jest wyjątkowo lekka, miękka i delikatna, ale jednocześnie niezwykle wytrzymała. Jest elastyczna, sprężysta i trzykrotnie bardziej rozciągliwa niż wełna owcza. Jej wspaniałe właściwości termiczne są lepsze w zestawieniu nie tylko z wełną owczą, lecz także z kaszmirem, a nawet  moherem. Bardzo trudno wchłania wodę, jest także odporna na działanie promieniowania słonecznego. Włókno wełny alpaki ma przekrój owalny z wewnętrzną, powietrzną rurką, dzięki której wełna ma wspaniałe właściwości izolacyjne i jest jednocześnie niezwykle lekka.
Wełna alpaki to idealny naturalny materiał, który służy ludziom już od ponad sześciu tysięcy lat. Kiedyś wełna alpak była nazywana "wełną bogów". W czasach Imperium Inków odzież z tej wełny nosiła inkaska arystokracja. Minęły wieki, a wełna alpak pozostała produktem luksusowym. W zestawieniu z tańszymi, popularniejszymi rodzajami wełny w obrocie handlowym jest jej bardzo mało- roczna światowa produkcja wełny alpak to ok. 5.000 ton, podczas gdy owczej wełny produkuje się w tym samym czasie około 2.000.000 ton.
Ja swoje cudowne skarpety z wełny alpaki kupiłem kilka lat temu "na ciuchu" nowe (!) w zgrabnych opakowaniach z takiej "przaśnej" tektury za zawrotną sumę 4 zł i od tamtej pory służą mi z powodzeniem podczas największych mrozów.

czwartek, 25 listopada 2010

DŁONIE

Dzisiejszy pierwszy opad śniegu skłania mnie ku dokładniejszemu przeglądowi typowo zimowego przyodziewku. Zacznę od zabezpieczenia "końcówek" czyli dłoni, stóp i głowy. Każdy turysta z jakimś tam stażem wie, jak jego organizm reaguje na mróz czy wiatr i stosownie do tych spostrzeżeń potrafi dobrać dla siebie czapkę, skarpety, rękawice. Utensylia, które opiszę są sprawdzonym i ,póki co, najlepszym dla mnie wyborem. Być może dla kogoś z Was również...
Zatem RĘKAWICE...
Nie mam problemów z termiką dłoni, marzną mi głównie najmniejsze palce, co jest ciekawe, zważywszy, że w dzieciństwie miałem mocno odmrożone obie dłonie. Mimo to posiadam, oczywiście, zestaw rękawic, które dobieram do warunków.  


Moją podstawową parą rękawic jest model Fit Kanfora (na zdj. z lewej) - zgrabne pięciopalczatki uszyte z cienkiego Polartecu Power Stretch (nowsze modele Kanfor szyje już z PS o wyższej gramaturze), które służą mi od czterech lat (zim) przez całe zimy poza okresem największych mrozów, również jako linery. Nie mam tendencji do gubienia czapek, rękawic i innych ruchomości, więc gdy już dobiegną swojego żywota zastąpię je modelem podobnym, ale wzbogaconym o gumowe znaczki wewnątrz dłoni, polepszające chwytność. Druga para na zdjęciu to rękawice Salewy uszyte z WindStoppera, a kupione przeze mnie "na ciuchu" za 5 złociszy, które noszę najczęściej jako awaryjne- zakładane na Fity, gdy te niedomagają.


Kolejny świetny produkt Kanfora- rękawice Ice Pro- prezent do p. Janusza. Ulubiona przeze mnie konstrukcja łapawicy z klapką odsłaniającą palce, w tym wypadku uszyta z Polartecu Windblock z powerstretch'owym mankietem i wzmocnieniami wewnątrz dłoni. Nie bez powodu w tego typu rękawicach można zobaczyć niejakiego Manfreda Hella w każdym katalogu Jacka Wolfskina. Podczas mrozów używam ich w połączeniu z linerem, np. z jedwabiu


Identyczną konstrukcją są uszyte z wełny rękawice Quechua- nieco cieplejsze, ale z tendencją do czepiania śniegu, co na dłuższą metę może być denerwujące.


Podsumowując: dłonie ochraniam "na cebulkę" stosując cienkie rękawice wewnętrzne (power stretch, jedwab), łapawice windblock lub wełniane, do których zamierzam dokupić łapawice zewnętrzne, najprawdopodobniej Extremities Tuff Bag
Łapawice z odsłanianą klapką, choć praktyczne, nie są BAAARDZO ciepłe- osoby z kiepskim ukrwieniem dłoni powinny wybrać łapawice bez tego "bajeru."

czwartek, 18 listopada 2010

HAGLOFS LIM ULTIMATE JACKET



    Pięć lat temu za niezbyt wygórowaną kwotę 70 złociszy stałem się jakże szczęśliwym posiadaczem kurtałki Haglofs Lim Ultimate Jacket. Jest to wybitnie prosta, wręcz minimalistyczna kurtka o krótkim (do pasa) i dopasowanym do ciała kroju o wadze (za producentem) 247g, uszyta z Gore-texu Packlite, który, moim zdaniem, został stworzony do właśnie tego typu konstrukcji. Całości dopełniają zamki bryzgoszczelne YKK (zamek główny i jedyna kieszeń) i mój ulubiony drobiazg w postaci otworów na kciuki w mankietach. Mocną strona tej kurtki (chyba każdej szwedzkiego Haglofsa) jest kaptur...


... z wysoką gardą, usztywnionym daszkiem i świetną w swej prostocie (charakterystyczną dla marki) regulacją objętości.
Przez te 5 lat dosyć intensywnie używałem tej kurtki do jazdy rowerem w mokrą pogodę, biegania zimą (koszulka + polar 100+ lim) czy po prostu jako lekka kurtka awaryjna w plecaku/sakwie latem., dlatego b. mnie martwią jej wszystkie uszkodzenia (głównie rozwarstwianie membrany). Pomimo, że rynek przez ten czas dość mocno nasycił się ultralekkimi kurtkami, jej nastepcą na moich plecach będzie zapewne ten sam model.




środa, 17 listopada 2010

MÓJ KONIK

  
Mimo, że sezon rowerowy dla mnie już się zakończył, mój juczny rumak dostał 2 prezenty, które od wiosny bardzo mu się przydadzą: tylne światełko czerwone na bateryjki przykręcane do bagażnika, a nie do sztycy, a przede wszystkim podwójną stopkę centralną, jak z motoroweru. Po tym jak złamałem już dwie takie zwykłe boczne alumuniowe podpórki (podczas wyjazdu na Ukrainę, z którego pochodzi to zdjęcie, stopka pękła pierwszego dnia- przez resztę wycieczki musiałem rower albo opierać o coś, albo, co gorsze, kłaść na ziemi i mocno zapierając się nogami z tej ziemi podnosić) moją uwagę przyciągnęła TA firmy Hebie, ale ze względu na ponad połowę niższą cenę kupiłem podobną AIM, którą można było zamontować zaciskiem mimo braku przy ramie mojego rumaka  takiej płytki z centralnym otworem (teraz podobno to standard).  Nie wiem jak w Hebie, ale w mojej rozstaw tych 2 podpórek mógłby być odrobinę większy, dzięki czemu zwiększyłaby się stabilność, zwłaszcza roweru z sakwami (na krótkie wyjazdy zabieram jedną tylna sakwę i ortlieba na kierownicę). Pożyjemy- zobaczymy.


wtorek, 16 listopada 2010

JEDWAB

     Zakładając, że jednak będzie zima tego roku, zakupiłem dzisiaj w Decathlonie (zwanym przeze mnie "outdoorową biedronką") parę nowych cieniutkich rękawic uszytych w 100% z naturalnego jedwabiu. "Obecnie najlepszym surowcem na bieliznę jest naturalny jedwab, nie barwiony i nie teksturowany. Jest antystatyczny, skutecznie neutralizuje zapachy wydzielin skóry i nie powoduje uczuleń. W latach 80-tych był sposobem na ochronę nóg w zimowych wyprawach wysokogórskich"- pisze Małachowski. Powinny doskonale uzupełnić mój zestaw, o którym wkrótce. Takie rękawice znajdziecie w decathlonie na kilku działach- ja wybrałem Kalenji (kolekcja biegowa) ze względu na kilka złociszy niższą cenę.


niedziela, 7 listopada 2010

"Z BAMBUSA??? Z TEGO DRZEWA???..."

" Nie, z tej trawy..."
Takiej to rozmowy sprzedawcy z klientką byłem kiedyś świadkiem. Faktem jest, że już od kilku lat "bielizna z włókien bambusa" wzbudza sporo emocji- zjawisko to nazywamy marketingiem. Jak podają producenci, mamy do czynienia z materiałem w pełni ekologicznym, o doskonałych właściwościach antybakteryjnych i odprowadzania potu (schnięcia) i w 100% biodegradowalnym. Tymczasem "bamboo" jest po prostu wiskozą, na którą surowiec nie jest pozyskiwany z drzew, a z szybciej rosnących (nawet 5cm/h) i nie wymagających pestycydów traw bambusa. No właśnie- natura wyposażyła bambus we właściwości antybakteryjne i antygrzybiczne ("bamboo kun"), dzięki czemu nie jest atakowany przez pasożyty i grzyby, ale czy po całym chemicznym (btw: niekoniecznie przyjaznym środowisku, podobnie jak w przypadku wełny) procesie obróbki koszulka, którą zakładam na siebie nadal posiada choć część tych właściwości?
To było trochę teorii (więcej jest tu), p. Piotr nadal tkwi w swoim świętym oburzeniu, a ja przejdę do praktyki.
Używam 2 koszulek Bamboo z krótkim rękawem i jest za co je chwalić:
  • miękkość, przyjemny "aksamitny" chwyt (przyjemniejszy niż w bawełnie),
  • duża elastyczność czyli dobre dopasowanie do ciała (zwłaszcza dla kogoś, kto podobnie jak ja lubi close fit),
  • trudniej łapie zapachy niż jej syntetyczne odpowiedniki (ze stażem...),
  • "naturalność" (syntetyki "męczą" mi skórę po dłuższym użytkowaniu),
Minusy (jeden, ale duży):
  • długi czas schnięcia- bamboo schnie dłużej niż bawełna, nie krócej niż cienkie merino,
Podsumowując- powyższe cechy czynią z bamboo bardzo ciekawą alternatywę dla bawełny w kategorii "t-shirt letni". Nie polecam na zimę, na dłuższe wyjazdy, gdzie zachodzi konieczność prania oraz tam, gdzie będziemy się dużo ruszać/pocić. Mimo to pozostaje nadal ciekawą propozycją stroju do codziennego użytku i na krótkie wypady, kiedy brudną koszulkę zastępujemy drugą czystą z plecaka.


PS. Post ten zwiastuje kontynuację tematu bieliźnianego- właśnie kończą swój żywot moje 2 półgolfy Expedusa, co zmusza mnie do poszukiwań i zakupu 2-3 koszulek jesienno- zimowych. Nie jest to proste, gdyż z jednej strony chcę spróbować czegoś nowego, z drugiej- ograniczyłem sobie budżet przeznaczony na ten cel. A dla Ciebie jest to dobra okazja do poczytania kilku opinii na temat meryli, rhovylon'ów, brubecków i underarmourów, których używam/używałem...

poniedziałek, 1 listopada 2010

BUFFINO


W STAJENCE...

Zapowiedziana antologia czyli co mam w stajence:

  1. GLOCK 81- Kupiłem go 10 lat temu od potrzebującego pieniędzy w szponach nałogu, ale już wcześniej jeździłem z nim pod pachą rękojeścią w dół po Polsce i nie tylko (na przejściu Świnoujście- Alhbeck Niemcy wzięli mnie na rewizję, na szczęście tylko plecaka- glocka miałem pod płaszczem). Jego stan daleki był od idealnego- Pan Rysio z Wodopojnej wyczyścił go i naostrzył profesjonalnie, a mnie pozostało kupić oksydę w płynie i pomaziać go kilka razy pędzelkiem. Podejrzewam, że lepiej kroi ludzi niż chleb, dlatego b. rzadko jeździ ze mną, a jego miejsce zajęła...
  2. MORA CLIPPER- Było już o niej- Szwedka bliska ideału: lekka, niewielka, ostra i tania. Występuje w 2 wersjach, ja wybrałem z ostrzem ze stali nierdzewnej. Świetny stosunek jakości do ceny. Polecam! 
  3. VICTORINOX BUNDESWEHRY- Świeży nabytek. Duży scyzor znanego szwajcarskiego  producenta produkowany dla kilku niosących pokój armii: Rzeszy, Holandii, Szwajcarii (różnią się okładzinami). Kupiłem go głównie dzięki dużemu blokowanemu ostrzu z tą "dziurką" pozwalającą na otworzenie jedną ręką. Blokowany jest również ten śrubokręto-otwieracz po przeciwnej stronie, czyniąc go tym sposobem dobrym zbijakiem do szyb. Połowę tańszy od swojego cywilnego analoga. Minusy: brak korkociąga.
  4. OPINEL- Francuska klasyka gatunku, kupiona przeze mnie w Hiszpanii 9 lat temu,  w rozmiarze nr 8 z carbonowym ostrzem i viroblockem (obrotową blokadą ostrza). Lekki, tani, zajebiście ostry. Carbonowe ostrze po pierwszym kontakcie z owocem dostało plam, dlatego potraktowałem je oksydą, tą samą co glocka.
  5. VICTORINOX SPARTAN- Od 8 lat stale w mojej kieszeni. Prosty, tani model z 2 ostrzami, 2 śrubokrętami, 2 otwieraczami, szydłem, korkociągiem, pęsętą i wykałaczką wzbogacony przeze mnie o mały śrubokręcik wkręcany w korkociąg (polecam wszystkim okularnikom). Wyśmienity towarzysz każdego dnia.
  6. MINI GURKHA LIGHT KUKRI- Mój kukrasek, o którym była już mowa. Specjalista od ciężkiej roboty.