poniedziałek, 24 stycznia 2011

OBRAŹLIWY POST


Zbierało mi się, zbierało... i się uzbierało! 
Zwłaszcza, że coraz więcej takich, którzy mają podobne zdanie...
Marcin Gienieczko- perła w koronie Alpinus Expedition Team. 
Wprawdzie nie należę do tych, którzy dokładnie śledzą jego "relacje" i porównują z mapami, analizują zdjęcia itd., ale trochę znam się na ludziach, przeczytałem jego "książkę" (oddałem następnego dnia- na szczęście w empiku to możliwe) i obejrzałem kilka jego wywiadów. Mogę śmiało stwierdzić, że z kolesiem jest coś nie tak- to jakiś rodzaj choroby- mitomanii, którą na dodatek innych próbuje zarazić...
Basta.

niedziela, 23 stycznia 2011

WEŁNIANY POLAR


Jednym z najlepszych moich ostatnich "ciuchowych" zakupów jest "sweter" ze zdjęcia. Do wczoraj myślałem, że to bluza polipropylenowa, którejś z armii i tu nos zawiódł mnie strasznie. Tak oglądałem sobie ten mój sweterek i porównywałem go z polipropylenową bluzą usarmy, którą niegdyś posiadałem, że dużo grubszy, że bardziej miękki, że cieplejszy i...


SAŁO


Niegdyś, podczas przejażdżki rowerowej po Ukrainie zostałem poczęstowany wschodnim przysmakiem- słoniną ("ze swojej świnki, bez premiksów, jak te ze sklepu") zasypaną grubą solą w wielkim, 10-litrowym słoju. Myślałem, że nie ruszę, ale jak się zimniej zrobiło (wczesna jesień była) to zapomniałem o żelach węglowodanowych i batonach musli (dobre, ale w lecie) i słonina w towarzystwie cebuli i ogurców poszła w ruch. U podróżujących samochodami widziałem jeszcze całe pomidory i cebule w słoju, ale nie wiem, czy zostały tam wrzucone razem ze słoniną, czy też później, przed samą podróżą.
Tak przygotowaną słoninę ochrzciłem "słowiańskim pemmikanem".


Już tak mam, że w okolicach jesieni mój organizm domaga się nieco bardziej kalorycznego jedzenia (na codzień nie jem za wiele mięsa, natomiast dużo nabiału- bo lubię, żadna dieta...), więc zakręciłem się po rodzinie za kawałem swojskiej słoninki, pokroiłem na kostki wielkości 2 pudełek zapałek i zasypałem je solą kamienną kłodawską w zamykanym pojemniku. Do soli można też dodać czarnego pieprzu lub zmielonej papryki, czego tym razem nie zrobiłem. Po 2-3 tygodniach w chłodnym miejscu (piwnica) wyciągamy kawałek i przekrawamy- jeśli sało jest mięciutkie i ma szklisty, "ćwierćprzezroczysty" kolor wewnątrz- jest GOTOWE! Teraz brakuje nam tylko razowego chleba i cebuli bądź ogórka kiszonego...

  
Tylko przed jedzeniem radzę z takiej kostki ściąć cienką warstwę, czego ja na Ukrainie nie zrobiłem, a później żałowałem (patrz: baśń o smoku wawelskim).


piątek, 21 stycznia 2011

OUTDOOR NA WAGĘ DLA POCZĄTKUJĄCYCH



Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem traktowania "second-hand'ów", "ciuchlandów", "szmateksów" i tym podobnych sklepów z tanią odzieżą jako doskonałego źródła zaopatrzenia w odzież outdoorową. Sam to robię od kilku lat i mam na koncie (w szafie) wiele "smaczków" (kilka z nich na zdj.), które bardzo dobrze mi służą. Nie piszę tego po to, by się chwalić, lecz dlatego, że wiem jak trudno może być młodemu początkującemu turyście, którego stopy swędzą, ale w kieszonce pusto. 



wtorek, 11 stycznia 2011

STOPY - APENDYKS

Od dłuższego czasu przymierzałem się do zakupu wodoodpornych skarpetek, które zabezpieczałyby stopę w razie, np. przemoczenia butów. Niedrogo można kupić armijne z gore, ale nigdy nie udało mi się trafić mojego rozmiaru, natomiast w decathlonowym dziale bike'owym niegdyś pojawiły się skarpety Biemme uszyte z windstoppera, ale też przegapiłem sprawę (lato było...), za co próbuję plunąć sobie w brodę, a na SealSkinza brakuje złociszy... Dlatego postanowiłem zaryzykować moje 30 złoty na produkt polskiej produkcji uszyty ze znaną membraną Mem-brex. Jak widać na zdjęciu, trudniej o prostszą konstrukcję, która powinna zadowolić wszystkich motocyklistów i wędkarzy, ale i ja nie zamierzam pokonywać w nich długich dystansów. Nie mam zaufania jedynie do mankietów uszytych z mizernej gumki- posiadam jakieś ścinki powerstretchu czy neoprenu, więc kiedyś je stuninguję. 
Pierwsze próby skarpet dopiero przede mną, przy czym chciałbym zaznaczyć, że nie zamierzam zastąpić nimi tradycyjnych skarpet czy zakładać je latem w zestawie z sandałami (wyczytane na pewnym forum), lecz w okresie jesienno- zimowym nosić w plecaku jako lekarstwo na przemoczone buty (moje Ferro mają taką paskudną tkaninową łatkę przed językiem, której nie przykrywają stoptuty), bądź vapour barier między 2 skarpetami w wybitnie paskudnych warunkach. Póki co stosunek cena/jakość określam jako bdobry.



BTW: Po 3 m-cach używania muszę pochwalić skarpety Filmar Factory Trekking Extreme, o których pisałem TU. Dobre skarpety w dobrej cenie dla kogoś, kto nie chce/nie może zainwestować w Smartwoola.
Wprawdzie ja kupiłem je w promocyjnej cenie 9,99 zł, ale nawet regularna cena w Realu (19,99) jest o kilka złociszy niższą od konkurencji. 

GŁOWA - APENDYKS

Moja kolekcja nakryć głowy opisaną w listopadowym poście wzbogaciła się o dwie czapki:











cienką, w 50% wełnianą "myckę" TCM z wszytym paskiem PU zabezpieczającym czoło i uszy (widoczne dziurki na uszy),











czapkę Eisbaera, z daszkiem, który doceni każdy okularnik, uszytą z grubej "żywej" wełny merino (ponoć ręczna robota),


oraz kolejnego w rodzinie Buffa, tym razem Combi uszytego z Polartecu 100. Będzie dla Szymona- mnie wystarczy powerstretchowy Haglofs.

piątek, 7 stycznia 2011

O CZYM SZUMIĄ WIERZBY....W SIECI...

Polecam lekturę obszernego wywiadu z Bolesławem Urynem (patrz:"książki") dla portalu wędkarskiego jerkbait.pl. Myślę, że zainteresuje nie tylko wędkarzy i miłośników Orientu. TU i TU.

Natomiast Telewizja Norweska udostępniła 8 odcinków bardzo sympatycznego filmu NORDKALOTTEN 365 autorstwa wspominanego już Larsa Monsena- podróżnika i mushera. Znajdziecie je też na  youtube z napisami angielskimi, ale pocięte na kilkuminutowe części. Więc, choć z języka norweskiego zrozumiałem tylko helicopter, to i tak wolę chłonąć monsenową Północ w "oryginale"... 


czwartek, 6 stycznia 2011

RAMMSTEIN

Hierkommtdiesonne
"Tato tato, patrz! Hierkommtdiesonne!"

sobota, 1 stycznia 2011

2011

2010 rok to narodziny (w bólach i cierpieniu ;-) mojego bloga, 35 postów, prawie 2800 Waszych wejść i kopa (=60 szt.) mojej radości z pisania. Radość z pisania to jedno, a radość, gdy widzę, że Ktoś to czyta- drugie, stąd moja nagłówkowa prośba o komentarze do postów. Czasem zaglądam do blogspotowych statystyk i micha mi się cieszy, gdy widzę, że zaglądał tu (nie wiem czy czytał- googlowy translator jest żałosny...) Ktoś z Rosji, USA, Tajwanu czy Kataru... 
Za to wszystko Wam dziękuję, bo bez tego nie byłoby tego bloga. 
Wielkie "dzienx" należy się Wiktorowi, który kilka m-cy temu stał się "ojcem chrzestnym" moich ugorów, zamieszczając link do "nich" na swoim świetnym i poczytnym blogu (dla mnie nr1 w Polsce)- zdrowia i szczęścia Tobie i Twoim bliskim, bo, zdaje się, teraz tego potrzebujecie. 
A wszystkim (sobie również) życzę, żeby 2011 rok był rokiem wyjątkowym duża ilością wyryp, na których nie zawiedzie Was, to co macie na sobie i w plecaku. I żeby Wam dupy przy tym za bardzo nie zmarzły ;-)...
Dla mnie będzie wyjątkowy też pod innym względem- w maju 2011 po raz drugi zostanę ojcem.


PS. Obiecuję sprawić sobie nowy aparat- mam już upatrzonego Lumixa.
I wagę elektroniczną. Bo prawdziwy blogger jak utnie rączkę szczoteczce do zębów, to później robi jej zdjęcie na wadze....;-)