czwartek, 8 sierpnia 2013

KEEN NEWPORT BAJZON


Z butami Keen'a jest bardzo prosto-albo się je kocha, albo nienawidzi.

Ja spotykam wyłącznie użytkowników z pierwszej grupy.

A wszystko zaczęło się 10 lat temu od modelu Newport, który miał być sandałem, który poradzi sobie w środowisku wodnym i dodatkowo zabezpieczy nam palce. Nieco później  pojawiły się pełne Targhee i do niedawna cała kolekcja Trailhead i Waterfront była wariacją na temat tych 2 modeli...


Obuwie Keen'a znałem już doskonale od roku czy dwóch, gdy około 4-5 lat temu zacząłem się rozglądać za nowym sandałem (wcześniej były Bufo i Karrimora). Na początku odnosiłem się do nich sceptycznie, uważając je za dobre dla osób o szeeerokich płetwach, do których ja nie należę (bardziej podobał mi się wąski Merrell). Kilka (ok, kilkanaście) mierzeń i moją uwagę przyciągnął protoplasta Newport. Model ten występuje w dwóch wersjach: klasycznej, ze skórzanym paskami i takąż wyściółką podeszwy oraz wersji H2 z piankową podeszwą i nylonowymi paskami. Ja szukałem obuwia do codziennego letniego użytku i zależało mi na komforcie użytkowania naturalnej skóry, dlatego mój wybór padł na klasyczne tytułowe bisony.


 Dizajnu Newport'ów, choć doczekał się wielu namiastek, nie sposób pomylić z niczym innym. W głównej mierze sprawia to patent Toe Protection- wielki niczym w obuwiu Myszka Miki czub, który doskonale chroni palce przed piachem, kamyczkami, zdradliwym korzeniem czy wystającą płytką chodnika. To cecha niemal wszystkich butów marki, łącznie z używanymi przeze mnie do niedawna japonkami Waimea
Góra sandała to gruba mięsista skóra, nie przesuszona i nie wyblakła, mimo wielokrotnego moczenia i suszenia w pełnym Słońcu. Paski wzbogacone neoprenowymi łącznikami i sznurogumkowym ściągaczem pewnie trzymają stopę, jednocześnie nigdzie jej nie uwierając. Kwintesencja wygody. 
Zajrzyjmy pod podwozie...


 Pamiętając o wodnym rodowodzie producent wykonał podeszwę z 2 odmian gumy (na zdj. czarna i brązowa) o różnej gęstości i twardości, ponacinane, wzorem z opon samochodowych, lamelkami, które rozszerzając się z każdym krokiem zwiększają ich przyczepność! Dodatkowo macie gwarancję (non-marking), że Newporty nie zostawią czarnych smug na śnieżnobiałych pokładach Waszych jachtów!



Jak już wspomniałem, Newporty są jednymi z najwygodniejszych butów jakie miałem na nogach (a trochę ich miałem) i nigdy mnie nie zawiodły mimo codziennego używania przez te kilka wiosen i lat. Dopiero od niedawna pomagają im w tym trudzie skórzane japonki Zigna. 


Jakieś 2 lata temu zauważyłem dziury w neoprenowym łączniku, które wbrew moim obawom do tej pory nie uległy powiększeniu, a w tym roku zauważyłem odklejanie skórzanej wyściółki od podeszwy, ale poradzę sobie z tym z pomocą kleju szewskiego.


Tu przyszedł czas na jeden-jedyny, choć spory minus.
Bisony, mówiąc wprost, śmierdzą. Wystarczy 2-3 dni użytkowania by "zapach" wyściółki dawał się we znaki samemu użytkownikowi, nie mówiąc o otoczeniu. Ja, stosując płyny na bazie srebra koloidalnego, wydłużyłem ten okres do ok. tygodnia, po którym należy je solidnie wyszorować. Srebro hamuje rozwój miazmatów, a nie próbuje kamuflować zapachem morskiej bryzy bądź kalifornijskiej sekwoi, jak inne preparaty.  Nieco pomaga też wystawianie je na działanie promienie słonecznych.


Niech podsumowaniem mojej opinii będzie informacja, że przymierzam się do zakupu drugiej pary Newport'ów, ale tym razem w wodniackiej wersji H2. 

Chyba że trafię na podobne Tevy w dobrej cenie...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz