poniedziałek, 12 sierpnia 2013

0-1


Nie do końca wierzę w możliwość kierowania swoim życiem. 

Wszystko jest już gdzieś zapisane, a Ty, co najwyżej, możesz zdecydować , czy na śniadanie zjesz dziś  parówkę czy jajko. A reszta? Na resztę masz taki sam wpływ jak zero-jedynkowy główny bohater gry komputerowej: skręć w prawo- nie skręcaj w prawo, skręć w lewo- nie skręcaj w lewo...

Nie planuję niczego od początku do końca, zawsze zostawiam jakąś przestrzeń na nieprzewidziane wypadki, nieprzewidzianych ludzi, spontaniczne zachowania czy, po prostu, przypadek. To samo z "podróżami"- przeważnie planuje tylko początek, a reszta sama się planuje. Co ciekawe, lata temu pracując jako pilot i przewodnik równie beztrosko podchodziłem do planowania i czasu. Niektórzy turyści się trochę denerwowali, a ja dziwiłem się ich pytaniom o godzinę powrotu na parking za dwa tygodnie.
Życie weryfikuje plany.



Jadąc dziś rano do Puszczy Zielonka przespałem stację Czerwonak i wysiadłem w Owińskiej. Dwa rzuty okiem na mapę i ruszam nikomu nieznaną (mi też...) kompilacją szlaków cysterskiego, niebieskiego, zielonego i czarnego. Jedyne założenia to: potupać dużo po lesie, znaleźć leżące zwłoki, które okazały się opalającym rowerzystą (przynajmniej tak mówiły- ja roweru nie widziałem), coś ugotować, rozwiesić hamak, przeczytać kilka kartek Wrońskiego, wrócić na noc do domu.

Błogostan
Wczoraj natknąłem się na blog Alastair'a Humphreys'a, który promuje tzw. microadventures i akcje pt. "od 5-tej do 9-tej" (dla pracujących od 9 do 5-tej...), czyli w wolnym tłumaczeniu: "Nie zniese- wypierdalam po pracy do lasu". To nic innego jak krótkie popołudniowo-nocne wypady w najbliższej okolicy. Dla mnie (dla Was też) to nic nowego, ale nie w dzień roboczy!
Wprawdzie muszę być w biurze o ósmej, ale trzeba spróbować.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz